Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kneziowski sługa pomyślawszy, stał się łagodniejszym, czerpakiem piwa z cebra nabrawszy, począł je chciwie żłopać. Towarzysze téż jego garnuszkami czerpać jęli, aby ugasić pragnienie. Hengo związany stał u progu. Chwilę trwało przerywane chlipaniem milczenie. Smerda wąsy otarł i zwrócił się do Niemca.
— Gdzie twoje konie i sakwy.
— Znajdą się jutro razem ze mną przed kneziem — rzekł Hengo — proszę was, w pokoju mnie zostawcie.
— Zrobię z tobą co chcę! krzyknął Smerda.
Wisz chciał bronić obcego, gdy Hengo z rękami związanemi za sobą sznur wlokąc, szybko podszedł do siedzącego na ławie Smerdy, przysunął mu się do ucha, zasłonił dłonią i żywo, długo coś mu szeptać począł. Z twarzy nie widać mu było przestrachu... Gdy mówił, zwolna lice kneziowskiego sługi, mieniło się, marszczyło, rozjaśniało. Popatrzał z ukosa na Niemca, głową potrząsnął i rzekł do swoich ludzi:
— Rozwiązać mu ręce — pojedzie jutro z nami, na grodzie się z nim rozprawi.
Uwolniony tak cudownie od sznurów, które mu ręce krępowały, Hengo ze spuszczoną głową, usiadł w kącie. Smerda już co innego mając na myśli, zwrócił się do staréj Jagi.
— Matko stara — zawołał — a gdzież to nie-