Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 058.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wiastki i córki wasze? Radzibyśmy na nie popatrzyli, gładkie mają liczka.
— I dla tego wam ich nie pokażą — wtrącił gospodarz. Co wam do nich?
A Jaga dodała:
— Nie ma ich od rana. Poszły w las wszystkie za grzybami, za rydzami, chyba i na noc nie powrócą.
— W las! zaśmiał się Smerda, któremu zawtórowały śmiechy jego towarzyszów, piwem rozochoconych. Oj! szkodaż to szkoda, żeśmy ich po drodze nie spotkali. Byłoby się z kim zabawić, choćby i do jutra.
Wisz spojrzał z ukosa na mówiącego, któremu śmiech zamarł na ustach.
— Przy takiéj zabawie — rzekł Wisz — jakby was ojciec i bracia zastali, moglibyście i na wieki w lesie pozostać, a nigdy z niego nie wrócić. — Wilcy z krukami tylkoby o was wiedzieli.
Cicho, ponuro wymówił te słowa. — Smerda je usłyszał i zachmurzył się. Drudzy znowu około kadzi z piwem chodzili, i on téż milcząc, do niéj powrócił. Tymczasem, na dany znak, synowie Wisza podeszli do rozmowy, podsunęła się i Jaga, a Wisz zwolna poszedł naprzód ku ognisku, potém od niego ku drzwiom, gdzie się z wiadra wody napił. — Tu nieopodal rozwiązany siedział Hengo, gospodarz dał mu znak, i wyszli razem do sieni.