Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zażyć głodu, nakarmić i napoić... jutro rano przyprowadzicie go do mnie...
Smerda powtórnie do stóp się pokłonił.
— Od kmiecia Wisza wziąłem parobka, zdrów i silny, będzie oszczep i dzidę nosił. Ludzi mamy mało, miłościwy panie... Sykał stary wąż, ale musiał go dać...
— Sykają oni wszyscy, — mruknął kneź, — aż ja im pyski pozatulam i milczeć a słuchać nauczę... Znam ja ich, stara, wilcza swoboda wije się im po głowach... Ślepe dziady pieśni o niéj śpiewając ludzi buntują... Dzicz tę w pęta wziąć trzeba...
Smerda się nie ważył odpowiadać, stał z pochyloną głową i zwieszonemi rękami.
— Wisz! Wisz!.. — ciągnął daléj przechadzając się po wystawie kneź, — znam ja go, on się tam na puszczy sądzi kneziem i panem, a mnie znać nie chce...
— I bogaty, — szepnął Smerda, — jaki tam wszystkiego dostatek! ludzi, stada, dobytku, piwa i miodu... Kto go wie, może nawet kruszcu, srebra i złota! Ze wszystkiemi kmieciami tak, miłościwy panie...
— Do czasu... — zawarczał kneź i usiadł na ławie.
Smerda poszedł spełnić rozkazy. Hengo téż czekał na nie, nie oddalając się od sakwy swo-