Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 132.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wiecu się to obradzi lepiéj — odezwał się Doman — zwołujmy wiec.
— Nim wici roześlemy — przerwał stary — pojedźmy po dworach, nie mówiąc nic, aby języka powziąć — jedźmy razem Domanie i po kmieciach i po Leszkach.
— Jedźmy ojcze Wiszu — potwierdził Doman — jam gotów. Spocznijcie u mnie, daléj ja ruszę z wami.
— Jak myślicie? dokąd? — spytał stary.
— Z kmieci... do starego Piasta — na naradę, ubogi człek, ale mądry... milczy, ale więcéj wie od tych co gadają.
Wisz głową skinął. A daléj?
— Z Leszków choćby do Miłosza... — mówił Doman...
— Tego synowi wyłupił on oczy.
Liczyli tak dwory, gość palec na ustach kładł, krom nas dwu niech o tém nikt nie wie. Jedziemy na łowy.
— Jedźmy na łowy — ludzi waszych zostawicie u mnie, we dwu ruszymy, tak lepiéj.
— Tak lepiéj — dodał Wisz.
— Gdzież my wiec zwołamy, boć stanie na tém, aby się zebrał — dawno go nie było — rzekł Doman.
— Gdzie? tam gdzie on od wieków bywał — nowego miejsca ni szukać, ni znaleźć. Na Żmijowém uroczysku, nieopodal od dębu świętego