Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wnętrze puszczy tajemnicze, ciemne, straszne, ledwie promienie przepuszczało słoneczne i gdy pod wieczór wydobyli się z tych zapadłych gęstwin, na suchszą łąkę, oba raźniéj odetchnęli.
Tu musieli się otrząsać z liści, gąsienic, mchów i porostów, któremi puszcza ich okryła.
W dali już dym widać było. Na wzgórzu łysém postrzegli wysoki bardzo wał z ziemi, zieloném darniem okryty z za którego tylko gęstwina drzew się ukazywała. Z pośrodka nich, unosił się dym wstęgą siną ku górze, znak ludzkiego mieszkania i życia. Wały otaczające grodzisko, tak wysoko sięgały, iż z po za nich budowli żadnych dostrzedz nie było można.
Gdy się zbliżyli, spostrzegli wśród okopów z ziemi, wązki przesmyk, wysokim zaparty częstokołem... Na zewnątrz żadnego znaku życia. Wrota stały zamknięte. Podjechali ku nim, a nikt się nie ukazał, choć na wyżynach wału, kilka ludzkich spostrzegli postaci. Wisz zatrąbił.
Stali jednak długo, nim z za tynu wysokiego ukazała się głowa ludzka, okryta skórą łba wilczego.
Stary dopraszał się wnijścia — ale pachołek mruczał, że kneź Miłosz nie dopuszcza do siebie nikogo. Musiano uporu zażyć i po kilkakroć wywoływać straże, nim ich nareszcie wpuszczono. Wrota się rozwarły, przebyli ciemną drogę przez gruby okop, który grodzisko opasywał i znaleźli