Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jakby orzeźwiony, popatrzał na Wisza i Domana, a niewiastę skinieniem odprawił.
— Mówcie — rzekł — cóż wy poczynać chcecie? co? Zwołacie wiec, aby się na nim pokłócić i zwaśnić? będziecie radzić, jezdzić, mruczeć, a on was po jednemu na powróz wyłowi? Zaprosi na ucztę i jednych na drugich poszczuje! Co wy mu zrobicie? Wiecu się waszego nie boi, ani was, ani pogróżek waszych.
Rozśmiał się.
— Połowa z was będzie z nim, pół przeciwko niemu! Rozda wasze ziemie tym, co na was mu pomogą! Nic mu nie zrobicie. Gdy ludzi zabraknie, przyjdą w pomoc niemcy i kraj spustoszą, a krnąbrnych powiodą w niewolę.
I rzucił się znowu na łoże.
— Kneziu — rzekł Wisz — trudna to sprawa, wiemy o tém, ale się Chwosta pozbyć musimy.
Zginie z nas wielu, wielu zdradzi, padnie dużo, w końcu i jego nie stanie.
Przyszliśmy się spytać kneziu Miłosz, jak wiec postanowi na gród, dacie nam swoich ludzi? — będziecie z nami?
Stary milczał długo.
— Nie — rzekł — serce bym mu wyrwał, gdybym mógł sam, gdy wy mu je wyrwiecie, uraduję się, a na niego z wami nie pójdę... To kmieca sprawa — jam kneź! jam Lech!!