Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Strzymał się Wisz, gospodarz słuchał milcząc, Doman gorętszy dodał.
— Jeźli się zawczasu nie poradzi, wybiją nas do szczętu... musimy się bronić... Dawnym obyczajem nie co innego poczynać, tylko zwołać starszyznę...
Stary wciąż słuchał jeszcze; więc Wisz szeroko mówić począł, jak to dawniéj w mirach bywało, a co się dziś działo, i jak z wojskowych dowódców kneziowie na niemiecki sposób panami się czynić chcieli, co cierpiano od rozrodzonych kniaziątek... i jak na to ratunku skorego było potrzeba.
Piastun mu dał mówić cale nie przerywając; i on, i Doman, szeroko wszystko wyłuszczyli, nareszcie zamilkli, oczekując co on powie. Piastun myślał, głowę spuszczoną trzymając i odezwał się nareszcie.
— Ja wam coś powiem o prastarych czasach... Słyszeliście to od ojców waszych, a ojcowie od ojców swych słyszeli... że nasza mowa ciągnęła się dawniéj daleko za Łabę, nad Dunaj; za Dunajem, nad sine morze, i na zachód aż do Gór Czarnych. Był to czas szczęśliwy, gdyśmy na niezmiernéj przestrzeni byli sami jedni, a sąsiedzi w domu co robić mieli. Chodziliśmy naówczas bez mieczów, z gęślami, rolę uprawiali, w otwartych siedzieli chatach i gospodarzyli w mirach bez wszelkich kneziów... Dawne to czasy... Od mo-