Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wił Piastuna i nic nie mówiąc przysiadł na ławie, przypatrując z wielką uwagą gościom...
Milczenie panowało w izbie, tylko Rzepica, która się około ognia kręciła, a jako niewiasta więcéj obawiała Znoska niż Piastun, podała mu kubek piwa... Obrzydły karzeł wziął go dziwnie, popatrzył na gospodarza i gości i pocichu ryhotać począł, jakby sam sobie się śmiejąc.
— Matko Rzepico — odezwał się głosem schrypłym Znosek — ty masz lepsze serce od innych. Przynajmniéj zlitowaliście się nademną, nad którym nikt się nie ulituje, którego wszyscy nienawidzą! A co ja winien? co ja komu winien?.. albo to ja taki zły jak mówią?.. Oczu nikomu nie wyłupiłem... czarów nie rzucam na nikogo... służę każdemu... słucham wszystkich. Przecie nogami mnie kopią, plują na mnie... i każdyby mnie zgniótł, gdyby mógł...
I śmiał się szkaradny Znosek popijając z kubka.
— Zkądże to wiesz, że ci ludzie tak źle życzą? — zapytał Piast.
— Z oczów im to patrzy! oho! — mówił karzeł — ja mam psi węch, Piastunie.
Pomilczawszy chwilę począł daléj.
— Wiecie nowinę?
— Cóż tam za nowina? — spytał gospodarz.
— Na grodzie u miłościwego pana gotuje się uczta wielka i radość wielka... Naprzykrzyło się nam wojować i swarzyć... Kneź chce się ze swemi