Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 209.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet przychodziła z uśmiechem, w porę i przeprowadzała do ojców na biesiadę wieczną.
Dwie kobiałki stały na ziemi grzybów pełne, dziewcząt dwoje odpoczywało przy nich, rękami się objąwszy... siedziały i słuchały. Dziwa zamyślona z oczyma wlepionemi w las, dumała.
— Co ty tak słuchasz, Dziwo? — pytała siostra.
— Sroczka mi coś powiada... słyszysz ty ją? Pyta się nas, czyśmy dużo uzbierały? mówi, że na uroczysku w dolinie grzybów jest wiele... Chce nas odprowadzić do chaty...
I zamilkła chwilę.
— Mówi — ciągnęła daléj powoli — przyjadą swaty... księżyc pan młody do ciebie...
— Do mnie, Dziwo?
— Tak... do ciebie, Żywia, bo ja swatów nie będę znała... W wianku chodzić będę zawsze, zawsze... i w wianku, w zielonym, pójdę do ojca i matki...
Sroczka w istocie siedząc na gałęzi, kręciła głową i jakby przedrzeźniała dziewczęta, ciągle coś dziewczynie pokrzykiwała...
W tém z lasu nadleciał jastrząb z rozpuszczonemi skrzydłami, począł unosić się nad łączką, patrząc pod siebie, szukając czegoś na ziemi. Sroczka zobaczyła go i krzyknęła nawołując. Z krzaków odpowiedziały jéj sióstr głosy, ze wszech stron poczęły się zlatywać pstre sroczki i gromadą poleciały straszyć, łajać, odpędzać ja-