Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 040.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

roba... U nas źle... nam trzeba ludzi i rąk... Kmiecie, braty nasze, burzą się i złego piwa nawarzą...
Namarszczyło się czoło choremu.
— Cóż się to tam dzieje? — mruknął.
— Na naszego knezia wszyscy bij zabij... poszalawszy...
Doman już nic nie mówiąc, słuchał.
— Zginiemy wszyscy — rzekł cicho Bumir — knezia pogniewali, zemstę wywołają, niemców sprowadzi na nas...
Widząc, że gospodarz nie mówi nic, Bumir ciągnął daléj.
— Jest już zmowa na knezia... już się zbierają, radzą... a wszystko to tylko aby jednego ze swoich posadzić na grodzie. Nie o swobodę im idzie, a o skarby na zamku... My to wiemy. A no, omylą się, bo nas jest dużo téż, co staniemy za kneziem i nie dopuścim... Nie dopuścimy! — zawołał Bumir bijąc kubkiem o stół.
Oczy mu się zapaliły.
— Myszkom się chce panować, my wolemy tego co jest... My już go znamy, a tamci jeszcze się nie napiwszy, głodniejsi będą... Nie dopuściemy...
— Obliczyliście się? — zapytał Doman.
— Co się mamy liczyć?.. Leszki pójdą wszystkie z nami, bo to ich sprawa, pojednają się... kmieciów téż dużo jest, co chcą spokojnie swoje