sternie w zęby i koła. Wrota téż miały słupy drewniane, strojne jak dziewczęta w rąbki, zęby, w pasy, jedne malowane biało, drugie żółto i czerwono. Na daszku nad wrotami wisiały wianki, w części poschłe, w części zielone jeszcze i świeże. Ztąd liśćmi zielonemi kosaćca usłana już była droga.
W pniu rzezanym pięknie, u którego stał czerpaczek biały, woda była czysta jak łza, źródlana. Dziwa zaczerpnęła jéj i napiła się spragniona.
— Bądź mi zdrowa wodo święta, wodo nowa! — szepnęła.
Z za wrót wyglądał drugi staruszek, do Wizuna podobny, który się od przychodzącéj skrył żywo.
Szła droga pomiędzy dwoma częstokołami naokół, a drugie opasanie chramu było jeszcze ozdobniéj z drzewa ciosane.
Wisiały na nim skóry, oręż różny i dary, które składali pielgrzymi. Tą drogą trzeba iść było szukając wrót drugich. Do tych spinać się musiała po wschodach. Ciemniéj tu było, bo drzewa i opasanie, światło odejmowało.
Tu już stał sam chram, na gęstych dokoła słupkach drewnianych oparty i okryty dachem gontowym. Pomiędzy słupkami malowanemi czerwono, z żółtemi przepaski, wisiały czerwone sukienne opony, zakrywające wnętrze. Ścian nie było.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 053.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.