Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kły Chwost nie przebił mieczem, zapomniawszy się gdzie jest. Dopiero poznawszy twarz sługi, ochłonął.
— Miłościwy panie — odezwał się Smerda — burza się przewaliła... jezioro się gotować przestało... słońce z za chmur pogląda... fale się układły... płyńmy z tego przeklętego ostrowia, na którym czary, wiedźmy i czarownicy panują... Nie kto inny, tylko ci guślarze nawołali i naprowadzili gromy... Grad nam ludzi pokrwawił. Kto wie, co z końmi na drugim brzegu się dzieje?
Kneź wstał z ziemi, tchnął i poszedł do łodzi zasępiony, usiadł w nią, a wioślarze odbili od brzegu. Szybując po ciemnych wodach wkrótce odsunęła się od ostrowa daleko.
Z za krzaków patrzył stary Wizun i przelękłe kobiety, coś mrucząc, jakby słały za nim przekleństwa.
Stara z rozpuszczonemi włosami rwała trawę i szybko coś szepcząc rzucała ją w stronę, w którą łódź popłynęła. Rzucała garściami piasek i pluła.
Dziwa blada, osłabła, sparta na rękach, ledwie otrzeźwiona, drżąca siedziała przy ogniu nieruchoma, jakby ją jeszcze dręczyły te duchy, które mówiły przez nią.
W tém słońce wyszło z za chmur i promień jego padł przez rozsuniętą zasłonę do wnętrza chramu, złotym pasem kładąc się u nóg dziew-