Ta strona została uwierzytelniona.
Na kneziowskim grodzie, do późna czuwali ludzie, pana miłościwego nie było. Biała pani siedziała w swéj świetlicy i dumała, powołując do siebie to sługi, to podskarbiego, to służące. Niekiedy z siedzenia zrywała się niespokojna, szła do okna, to do drzwi, a słała pytać czy pan miłościwy nie wrócił, czy go gdzie widać lub słychać nie było.
W pierwszém podwórcu stali téż i czekali ludzie, drudzy pokładli się ze znużenia.
Czekali, nie mogąc się go doczekać — kędyś po nad lasami przeciągnęła burza z hukiem i trzaskiem i poszła. Po tém słońce z za chmur obejrzało się krwawo i znikło, ciemności jak całun opadły na ziemię, knezia jeszcze nie było.