Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kneź stęknął. Biała pani podała mu kubek i pogłaskała po głowie.
— Słuchaj ino mnie — rzekła — choć białogłową jestem, prędzéj niż ty z ludźmi dam radę. W boju ty siłę masz, a gdzie trzeba chytro podejść i gładko wziąć, zostaw to mnie.
Pogładziła go pod brodę.
— Na wieżę idę, Leszka uwolnię i ślę do Miłosza. Smerdów do stryjów wyprawię. Odpoczywaj ty i mnie porucz, nie masz się co trwożyć.
To mówiąc, zostawiwszy Chwostka na ławie, sama się wyśliznęła z izby, w podwórzu skinąwszy na zaufanego swojego, na Kaszubę, którego zwano Muchą.
Mucha był chłop młody i przystojny, żwawy i wesół, Smerdą go sama kneźna uczyniła, znalazłszy w nim rozum i chytrość, na których się poznać umiała. Między nim a niemcem wyprawionym z pierścieniem, o łaski białéj pani toczyła się wieczna walka, z któréj ona śmiać się była zwykła, bo jéj to pochlebiało.
Mucha z niemcem krwawili się czasami, od słowa do słowa i do pięści przychodząc. Teraz Kaszuba był panem, zbywszy się współzawodnika. Uśmiechnęła mu się Brunhilda. Stanął wnet na rozkazy.
— Na stołb mi trzeba i do lochu — rzekła — gdzie oślepły Leszek siedzi, pójdziesz ze mną... Nagotować ludzi ze czterech, odzież bogatą i pię-