Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Myszko wnet zebrał do siebie drużynę.
— Do domów — zawołał — naokoło grodu w lasach straże postawić... Ogniste wici niech wszędzie będą gotowe po górach, aby na dany znak zapalić je można. Gdy błyśnie ogień z nich, co żyje powinno biedz ku Gopłu i do grodu... ale póki ja nie dam rozkazu, cicho siedzieć, aby Chwost o niczém nie wiedział.
Palec położył na ustach, poszeptali między sobą i zwolna się rozchodzić zaczęli.
Bumir ze swemi stał długo i chodził usiłując się rozwiedzieć co postanowiono, języka jednak nie dostał. Wiedział tylko, że stanic nie wzięto z chramu i na wojnę jeszcze nie wołano; zmiarkował więc, że się ulękli knezia i że wszystko się rozchwieje, a skończy na próżnéj wrzawie.
Pobłądziwszy około chramu, Bumir w końcu téż do łodzi poszedł, przeprawił się i na koń skoczywszy, na całą noc pojechał do Chwostka.
Na grodzie sposobiono się do obrony i straż czujną była. Gdy Bumir przybył, puszczono go wnet i sama pani wyszła przeciwko niemu.
Był on tu domowym i znano go, że się zawsze płaszczyć był gotów, a wszystko co się tu działo, za dobre przyjmować.
Biała pani przyjęła go wejrzeniem niespokojném i uśmiechem wymuszonym.
— Co przynosicie? — spytała.
Westchnął zausznik.