Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Miłościwa pani — odezwał się — nic strasznego nie ma... zbierała się starszyzna dla narady na Lednicy, przybył i kneź Miłosz... radzono wojnę, a skończyło się na słowach, siły nie mają... Myszków wybrali na wojewodów, a ci stchórzyli...
Kneźna ręce złożyła z radości.
— Możeż to być? — spytała.
— Tak jest, miłościwa pani — zapewnił Bumir — wykrzyczeli się, rozeszli i znowu wszystko wejdzie w karby...
Rozjaśniło się kneźnie lice. Kazała kmieciowi pozostać, a sama szła do łożnicy męża zbudzić, który zaspany wyszedł w jednéj koszuli do niego, oczy sobie kułakami wycierając.
Wnet pokłoniwszy się Bumir, sprawę mu zaczął zdawać, któréj on słuchał ziewając. Uderzył potém po ramieniu gościa i oczy zaczerwienione wlepiwszy w niego, uśmiechnął mu się.
— Myszki te ja po jednéj wyłapię — rzekł cicho — i będzie cicho... Znam ich, że krzykuny są, a do roboty nieskorzy!.. Będziesz ze mną pił — dodał i zasiadł za stół, Bumirowi kazawszy miejsce zająć na ławie.
Kmieć siadł posłuszny, a choć czuł, że mu tu się nic złego stać nie może, gdy wniesiono miód, a przypomniał częstowanie stryjów, ciarki mu poszły po skórze. Odmówić jednak kubka nie śmiał, bo kneź by się obraził.