Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 130.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

strzegła, obawiano się takich wiedźm w lesie bardziéj niż gdzieindziéj.
Lasy, wody, pola zaludniały naówczas te tajemnicze istoty w postaciach niewieścich, które niemal wszystkie strachem przejmowały, bo na zdrowie i życie czyhały.
Większa część czarnych duchów niewieście przybierała kształty. Zmory, latawice, bogunki, miecielice, nocnice, jędze i strzygi, jawiły się w postaci bab tak szkaradnych jak ta, która tu nucąc siedziała na kłodzie.
Obawiał się ich kneź, ale i Smerda się ich lękał. Wyrządzić im krzywdę było to narazić się na zemstę i prześladowanie. Gdy Chwostek wskazał swemu słudze siedzącą wiedźmę, ziołami otoczoną, zawahał się i on co miał począć. Z za pnia, podjechawszy nieco, przypatrzył się zdala babie i poznał w niéj Jaruhę. Znano ją dobrze na grodzie, bo i tam przychodziła ziele nosząc do pani. Posądzano ją o wielką potęgę, ale wiedziano téż, iż bardzo złośliwą nie była. Kneź nie śmiał jechać daléj, ciągle na nią wskazując Smerdzie, a ten wreszcie musiał, z konia zsiadłszy, pójść sam do niéj.
Zadumaną była tak i zajętą baba, że dopiero gdy się do niéj przybliżył, z krzykiem i przestrachem się porwała.
Wzięła go, jak mówiła, za wilkołaka, co dla Smerdy wcale nie było pochlebném i zaczęła