Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 140.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nic... rękę padając złamałem... mój pan i towarzysz zmęczony leży niedaleko... dajcie u siebie spocząć.
To mówiąc bacznie się rozglądał Smerda, we dworku nie było nikogo. Piastun téż przypatrywał mu się, jakby go gdzieś widział i poznawał.
— Ktowykolwiek jesteście — rzekł — jak skoro w imię starego obyczaju o gościnę prosicie, chodźcie. Wiecie to, że u nas się jéj i wrogowi nie odmawia...
— Myśmy nie wrogi! — zawołał Smerda — a zkądżebyśmy niemi być mogli?
Stary skinął w milczeniu ukazując na drzwi dworu. Wrócił tedy Smerda po knezia, który z obawy, aby poznanym nie był, kołpak swój odarł, suknię pooszarpywał z naszywania, miecz schował pod odzież i oczy włosami zapuścił. Tak zmieniony a cały drżący wszedł Chwostek do dworu. Piastun go na ławie sadził i chleb przed nim położono.
Gospodyni zaś wnet się zabrała do podania piwa i strawy, na jaką stał dzień powszedni.
Ażeby knezia nie zdradzić, Smerda na skinienie jego siąść téż przy nim musiał na ławie. Nie mówiąc prawie słowa, coś tylko pomruczawszy, Chwostek siadł i ręką od ognia twarz sobie zakrywał. Piastun parę razy nań popatrzył, popróbował zagadnąć, otrzymał odpowiedź od Smerdy i nie badał więcéj.