Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 150.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł — przychodzicie właśnie gdym łaknął gości, a w téj godzinie spodziewać się ich nie mógł.
Z wielką ciekawością jęli się przybyli rozglądać po ubogiéj chacie, w któréj wszystko było jeszcze podług starodawnego obyczaju, z drzewa i gliny, sprzęt odwieczny, — nic z tych obcych błyskotek, które obficie już naówczas przywozili kupcy z za morza i z zachodu, ani bożków rzymskich i etruskich, ani wytwornego oręża, który Chrobaci nasyłali, ani kruszcowych wisiadeł, naczyń i broni, na bursztyny i futra mienianych. Polańskich zdunów i bodniarzy robota zajmowała pułki. Odzież była tkana z wełny uprzędzionéj w domu, płótno i skóry zwierząt ją dopełniały.
Znać po drodze od wrót grodu jadąc mieli sobie podróżni poleconą chatę gościnnego kmiecia i spodziewali się znaleść tu dwór większy i zamożność, gdyż jeden z nich spytał gospodarza, czyliby był tym kmieciem, Koszyczka synem, u którego im przyjęcie zapewniono.
— Słyszeliśmy o was — rzekł — i nie z jednych ust, ale od wielu snujących się po okolicy, którzy nam do grodu waszego knezia iść odradzali... W istocie, tam nas się zbyto porywczo, rozkazawszy iść precz, a gościna u was nie zawiodła...
— Jamci jest Koszyczka synem — odpowiedział Piastun — żyję swym obyczajem, drzwi moje nie zamykają się przed nikim, ale dostatku, do