Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 157.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chają nas i niszczą a tępią, ażeby sami się rozsiedli szerzéj i panowali...
— Prawdą to jest — dodał starszy z gości — i niektórzy kneziowie, jak wasz, łączyć się z niemi zapragnęli, aby pokój wyjednać, bo niemców siła jest wielka i uzbrojenie mocne... Drudzy zaś myślą o tém, jakby wszystkie małe narody i plemiona nasze powiązać z sobą dla oparcia się niemcom... Dlatego nową wiarę przyjmują, by im stanąć na równi, a sobie ręce podają na nieprzyjaciela wspólnego.
Zapytał Piastun, którzyby to byli kneziowie ci rozumni, a goście jęli mu opowiadać, iż na Morawie i w Czechach się to działo, i że Polanie także do tego związku z czasem przystąpić byli powinni... — Dodał potém.
— Wodza jednak i głowy narodowi zawsze potrzeba... mają ich i inne narody naszéj mowy, zwłaszcza te, które wojować muszą. Źle więc czynicie, jeźli knezia chcecie obalić i żadnego nie znać.
— Nie chcemy tego czynić — rzekł Piastun — wybierzemy innego, aby nam dowodził, ten zaś okrutnik był i krew ludzką rozlewał, i zabijał, a truł ród nawet własny... Dlatego cierpieć go nie możemy i lud wszelki ciągnie, aby go obalić.
Rozpowiadał im potém, co uczynił Chwostek z kmieciami i ze stryjami swemi, i że niemców wzywał przeciw swoim a trzymał z niemi.