Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 162.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głoskami na tle nocy, pisała wojna i śmierć przybycie swoje. Podróżni westchnęli smutnie.
— Nie lękajcie się — rzekł im Piastun — obcemu się u nas nie stanie nic, choćby wojna się rozpoczęła, a nim ludzie się pościągają, dni może kilka upłynie. Ja was proszę, abyście się u mnie zatrzymali jutro... Dzień to jedynego dziecka mojego, dla mnie uroczysty, siódmy rok kończy... życie mu się poczyna, nie wiem, czy kto z moich przybędzie do mnie, wszystkich teraz wojna zajmuje... bądźcież wy, dobrzy ludzie jednego języka, wyznawcy Boga pokoju, drużbami dziecka mojego.
Spojrzeli po sobie przybyli, uśmiechnął się ochoczo młodszy i rzekł:
— Stanie się po woli waszéj...
I szli do swironka, w którym pościel dla nich przygotowano.
Nazajutrz rano cała okolica, lasy i pola, od brzasku mrowiły się ludem, który ściągać się zaczynał pod grodzisko. Nie rozpoczynano nic, gromady kładły się zdala, lecz coraz nowe przybywały, niosąc znaki na żerdziach swe i rozsiadając się jedne przy drugich. Ogniste wici zbudziły wszystkie miry i opola dokoła. Z wierzchołka grodu mógł Chwostek widzieć, jakie siły się przeciw niemu skupiły i jak co chwila urastały.
Gród stał zaparty i umocniony już przez ostatnich dni kilka, sypano wały i przekopywano