Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 195.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



X.


Na wieży, na wierzchołku stała pani biała, patrzała dokoła; wieczór był, ten sam wieczór, którego zapalono wici ogniste. Jeszcze na zachodzie słońce po sobie zostawiło czerwoną łunę, dokoła lasy i doliny spać się zdawały.
Kneź za nią, oparty o mur, poglądał na gród pod nogami, na chodzących po wałach ludzi, na Smerdów co sprawiali drużynę grodową, na jezioro, w którém daleko łuna się niebieska odbijała. Nie widać jeszcze było nic... nic...
Po za kneźną dwoje chłopaków prawie równych wzrostem stało. Widać z nich było spojrzawszy, że z obcego przybyli kraju. Suknie mieli z sukna cienkiego i inaczéj szyte, obuwie ciężkie i mocne, u boku po mieczu długim każdy. W oczach im się jeszcze młodość śmiała i życie, ale