Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 217.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Oboje trwali jeszcze w myśli obrony, w nadziei, że synowie odsiecz przyprowadzą. Brunhilda po długiéj odrętwiałości, gdy mąż klął a nic nie przedsiębrał, zawołała Muchy i poszła oglądać zasieki. Zboża było dosyć, ale oprócz dwóch startych kamieni od starych żarn, nic czemby mąkę przysposobić można. Był piec, ale o pieczeniu chleba pomyśleć nawet było trudno, bo nie na długo drzewa by stało. Starte ziarno na kaszę, mogło z wodą służyć za posiłek głodnym. Żyć tak miesiące!!
W popłochu, gdy uciekano na wieżę mało co kto porwał z sobą, chléba i placków kawałki suche, ledwie się gdzie znalazły. Studnia z któréj czerpać musiano stara była i zapuszczona, a pierwsze wiadra precz wylano. Spragnieni pili potém, ale obrzydliwą znajdowali juchę.
Cała ta czerń zbrojna u dołu, gdy na nią Brunhilda przez szpary patrzała, wydała się jéj groźną i straszną. Spytała Muchy, czy ją utrzymać potrafią — ten milcząc, popatrzał w dół i nie odpowiedział. Ci co wczoraj na twarz padali przed panem, teraz, gdy on był w niebezpieczeństwie, otrzęsali niewolę z karków i mruczeli. Widać ich było leżących na ziemi, zobojętniałych, ledwie na wołanie podnoszących głowy. Niektórzy po kątach oglądając się, szeptali coś potajemnie.
Wszyscy domagali się głośno jadła i napoju