Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 218.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a kij Smerdów z trudnością mógł im nakazać milczenie.
Brunhilda wzięła Muchę, powiernika na stronę i pokazała mu w dół na ludzi.
— Gęb za dużo, rąk za mało! — szepnęła — co czynić?
Szeptali długo. Chwostek to chodził, to padał w kąt na skórę, to do okna szedł i patrzał na Myszków jak spokojnie piwo przywiezione z kadzi czerpali i niem siebie i ludzi raczyli. Naówczas zębami zazgrzytawszy odbiegał od okna i wracał na posłanie. Spotykali się z żoną milczący, nie mówiąc słowa do siebie i mijali.
Brunhilda naradzała się z Muchą, kneź gdy mu milczenie dojadło, brał zaufanego sługę na stronę i radził się z nim.
Mrok padał, gdy Mucha zszedł na dół i począł ludzi na górną połać, na nocną straż wybierać, dzielił ich tak jakoś po swéj woli i stawił osobno jednych zostawując na dole, drugich śląc na górę. Ci, co pozostawali na zgniłéj słomie, nie gniewali się za to, leżeli przynajmniéj.
Wybranym kazano leźć po drabinie, i gdyby się kto do stołba przybliżył, puszczać strzały, wyrzucać kamienie. Zaledwie ci odeszli, gdy na dole wieczorną strawę dwie niewiasty Brunhildy na miskach przyniosły. Była to kasza jakaś ledwie ciepłą zaczyniona wodą, ale i na tę rzucili się skwapliwie głodni, i w chwilę, nic z niéj nie