Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 223.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

okiennica i miał zniknąć już za nią, gdy śmiały bartnik puścił strzałę, krzyk się dał słyszeć, znikło wszystko.
Znosek wciągnięty leżał na drugiéj połaci w wieży i stękał, strzałę miał w szyi. Wyjęła mu ją niewiasta, która nadbiegła, ale krew się lała. Dano huby i chust, aby ją zatamować. Chwostek podszedł burcząc i potrącił go nogą.
— Słyszysz ty — byłeś u knezia Miłosza?
Znosek milczał i syczał.
— Byłem — rzekł w końcu niewyraźnie — bo mówić trudno mu było. Strzała uwięzła głęboko i poszarpała gardło... z każdém słowem krew płynęła. Patrzał na Brunhildę, jak zdychający pies na pana swego, do nóg jéj przypełznął, chwycił jéj stopy, pocałował je i skonał.
Parę razy Chwostek go jeszcze nogą potrącił, lecz życia już w nim nie było. Przekleństwem więc cisnął na trupa i odszedł. Biała pani płachtą go narzucić kazała.
Nazajutrz miano go w stronę jeziora, niepotrzebnym trupem, wyrzucić.
Czwartego dnia Smerda z górnego okna wysunął głowę i kląć a łajać począł, pokazywać pięści, bezcześcić. Odpowiadali mu z obozu śmiechami.
— Psi synu! — krzyczeli nań kmiecie — głód ci tak pysk otworzył, trzeba się nad tobą ulitować chyba i jeść ci co dać, abyś nie wściekł się.