Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 225.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cztery. Na wierzchołku nie było strażnika, we wnętrzu cisza grobowa, śmierci. Niektórym to oczekiwanie dojadło, końca się dopominano. Sprzykrzyło się patrzeć na mur i do ptastwa puszczać strzały, a słuchać — milczenia.
Myszko krwawa szyja kazał wiązać drabiny. Czeladź jego w zgliszczach stare wrota znalazłszy, trzy drabiny razem do górnego wnijścia przystawiła i nad głowami je dla ochrony trzymając, aby kamienie spadające moc straciły, leźć poczęli ku górze.
Drabiny mocowano, nikt się nie pokazywał, dostali się do zapartego wchodu, nikt im wnijścia nie bronił. Poczęli go rąbać, bić i łamać, nie odpowiedziano ze środka.
Ze wszech stron coraz drabin więcéj przystawiać zaczęto, a tuż pod młoty i obuchami, padły wrota w głąb i z głuchym grzmotem stoczyły się aż na dno.
W wieżycy ciemno było jak w grobie, cicho jak na żalniku nocą, nie widać nikogo, zgniliznę czuć było i trupy.
Na spodzie, na dnie leżały stosy ciał pogniecionych, połamanych, zsiniałych, gnijących, rusztowanie i belki z któremi runęli, przybiły jednych, drudzy się padając pozabijali.
Na górnéj połaci leżały dwa ciała Chwostka i żony, z głodu, czy od trucizny zmarłych, sinemi plamy okryte.