Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 008.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rozkazywać nie umiem, ino pszczołom moim, które słuchają mnie... i czeladzi, która sprzeczną nie jest. Życzę wam tylko, abyście poczynali w dobry czas, a pospieszali z wyborem wodza... niemców tylko co nie widać, gdy zwietrzą, że wodza nam braknie... Stójmyż z sobą po bratersku za jedno... Ja, co mi nakażecie, zrobię, a co robić trzeba, to wy lepiéj wiecie...
Ścibor się mu uśmiechnął, potrząsając głową.
— Waszegoby to nam bartniczego rozumu potrzeba, miły ojcze — rzekł — bo się u nas nie na pogodę, ale na straszny wicher zanosi. Leszków krwi, pomniejszego drobiazgu, zostało dużo, a naszych téż kmieci, Witeziów wiele takich, którzyby radzi na gród się dostać chcieli i kneziować... Nie pójdzie nam łatwo...
Westchnęli oba; ale stary gospodarz przy swojém stał, aby raczéj do pszczół iść niż do ludzi. Żegnali się więc u wrót, a Piastun na plecy kobiałkę wziąwszy, do lasu coprędzéj uszedł i drudzy jadący na wiec mimo zagrody, co późniéj o niego u czeladzi i niewiast pytali, dowiedzieli się tylko, iż go dawno doma już nie było.
Ciągnęli kmiecie ze wszech stron nad Gopło, jechali i Leszki ponuro patrząc, ze strachem w sercach, ale nie chcąc ustąpić. Myśleli może, iż gdy się na innych nie zgodzą ludzie, do nich powrócą. Spotykano się po drodze milcząc i nieufnie oczyma mierzono.