Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sił, jeźli nie ja i moi? Kto szyi i zdrowia nastawiał? Juścim tak dobry jak i Leszki, jak Jaksy albo Kanie?..
— Pewnie — rzekł cicho Piastun — ale cóż będzie? Mówią, że Leszek i Pepełek ciągną?
— Nie ma co już i mówić o wyborze — dodał głosem stłumionym — kto ludzi zbierze więcéj, sam się kneziem ogłosi... i będzie na grodzie panował.
— A po cóż tamtego zrzucać było? — odezwał się stary — wszak i on takiém prawem siedział.
— Cóż, jeźli do zgody nie przyjdzie — przerwał Myszko — czy lepiéj, aby nas jedli niemcy, czy aby swój za łeb wziął?
Gospodarz umilkł trochę, w ziemię patrzył.
— Czyńcie jako wiecie, ale wiec szanujcie — rzekł po chwili. — Co się stało Pepełkowi i Leszkom, może i drugich spotkać...
— Ja nad sobą innym nie dam przewodzić! — krzyknął rękę do góry podnosząc Myszko.
I z tém jakby zagniewany odjechał.
Nazajutrz dzień na grodzisku nie było nikogo. Stado wróbli po niém latało, zbierając pruszyny po koniach i po ludziach, świergocąc jak wczoraj ludzie, kłócąc się i czubiąc o ziarna, jak wczora tamci o panowanie nad sobą.
Piastun siedział na przedsieniu, dziwiąc się w duszy swéj, że ludzie tak bardzo pragnąć mo-