Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gli tego, co było straszném brzemieniem... i cieszył się téż, iż ubogim był, a nie potrzebował do sporów należeć i stać mógł na uboczu.
Wiec, powiadano, rozszedł się z niczem, lub gorzéj jeszcze, bo ci, co nań przybyli druhami, popowracali wrogami, w sercu z żalem i nienawiścią. Myszkowie zwłaszcza, nieprzyjaciół napytali i współzawodników, a Leszki pocichu cieszyli się z wszystkiego, bo niejeden już głowę ku nim obracał, mówiąc: — Lepiéj niech stary ród nam panuje, byle zakonu strzegł.
Pusto było na grodzisku dni kilka, ale wrzało i gotowało się po zagrodach.
Nadchodził dzień świąteczny żniwa. Zdało się tym co przewodzili, iż za drugim razem wiec nie darmo się zbierze i wybór stanąć musi. Poczęto więc znowu obwoływać się na zbór a sejm nowy nad Gopło. Pojechali Myszkowie po swoich, Leszki téż i inne rody, zbierając druhów dla narady i poparcia.
Wielu już zrażonych iść nie chciało. Byli i tacy, co się cieszyli, że knezia nie mieli, bo danin, osypów i służby do grodu nie było, a gdy o najazdach mówiono, głowami potrząsali, utrzymując, iż niemce doma i nad Łabą mieli roboty dosyć, a nad Wartę się tak rychło wybrać nie mogą.
Tymczasem że dzień nowy naznaczony był świąteczny, a niektórzy myśleli, iż chlebem sobie ludzi zjednają, kazali na wozy nabrać mięsiwa,