Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ją znajdował piękną, gniewał się na siebie, że go serce gdzieindziéj ciągnęło. Żal mu było jéj i siebie.
Ale cóż? słowo się rzekło... musiało się odbyć wesele jak zapowiedziano.
Stary Mirsz téż, choć nie przeciwił się doli, chodził chmurny, chata mu opustoszeć miała ze szczętem. Bracia téż milczeli posępni.
Pocichu za węgłami mówili sobie: — Wolelibyśmy, aby poszła za swoim, za zdunem... Kto wie, jaki ją tam los czeka i ile ich tam jest?..
W przeddzień wesela wszystko było pogotowiu. Chata wybielona, wymieciona, wykadzona jadłowcem i ładanem, posypana kosaćcem, u drzwi powieszano wianki, wszystkie naczynia postawiono nowe. Około dziewczyny, jak zwykle, zasępionéj i smutnéj, kręciły się druchny wesołe i przybrana macierz stara. Strojną była Mila na ten dzień ostatni w najcieńsze płótno, w najpiękniejsze pierścienie i kolce, które od ojca miała; dziewicze kosy pozaplatane starannie raz ostatni ją zdobiły.
W chacie już od rana nie ustawały pieśni na chwilę, bo każda godzina tych dni uroczystych miała swoją, którą odśpiewać musiano.
Przed przybyciem młodego zaczęto już korowaj miesić, placek weselny, na którego przyjęcie piec się dopalał jasno i wesoło.
Dziewczęta koło dzieży stały i sypały w nią siedem miarek mąki jak śnieg białéj, lały miód,