Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 055.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

częta koło wiedli w podwórku, gdzie i gędźba usiadła na przyźbie.
Pieśni a pieśni, lały się jedna po drugiéj.
Śpiewano za młodę, za braci, za młodego — prześpiewano tak niemal noc całą. Nocka była letnia, gwiaździsta, księżycowa, ciepła, nikomu się spać nie chciało. Starzy chyba siedząc zdrzémnęli się po miodzie na ławach, drudzy na trawach pod drzewami, a gędźba nie ustawała. Co jeden przerwał, to poczynał drugi.
Młody siedział przy Mili, a patrzał na nią i wzdychał, téj serce biło ze strachu. A! tamtych dni, gdy się jéj ptaszkiem z chaty furknąć chciało, o tym smutku i obawie pojęcia nie miała. Zkądże się teraz wzięły te łzy i ta trwoga?..
Doman téż pasem się bawił, na ścianę patrzał, milcząc się niby uśmiechał, a gdzie był myślami, o tém nikt nie wiedział.
Tymczasem druchny nuciły.
Żegnaj mi progu domowy, żegnaj ogródku ruciany, studeńko w któréj ja wodę czerpałam dla mojéj trzódki. Żegnaj mi siostro kochana, żegnaj mój bracie rodzony, i tobie ojcze mój siwy do nóg upadam spłakana... W świat idę, obcy mnie wiedzie, wianek mój z strumieniem płynie, kukułka wróży na brzozie, łzy z oczów cisną się gorzkie... Ojcze mój, bracia rodzeni, kiedy ja znów was zobaczę? Tam mi obarczą ramiona, nikt nademną nie zapłacze...