Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie może to być! — żywo odparł Doman.
— Może! Ja wiele znam — śmiała się stara — choć popróbuję...
— Miałabyś chleb do żywota na stare zęby — rzekł chłopak.
— Tsyt! ja już zęba ani jednego nie mam — śmiała się wiedźma — co mi po suchym chlebie? nie ugryzę! Trzeba mi mleka, w którymbym go rozmoczyć mogła i kawałka mięsa, bo z tego posiłek najlepszy... a zjadłszy popić muszę... na dobry sen, juści nie wodą. Staremu ona niedobra.
— Wszystkobyś to miała — odparł Doman — i kożuch na zimę, ale to być nie może.
Jaruha z ławki wstała, zbliżyła się do łóżka, ręką pomarszczoną pogładziła po głowie chorego.
— Nie spieszno się doma, jeźli ją chcesz mieć... ja wiele znam...
To mówiąc zaczęła piosnkę nucić i wysunęła się z chaty wprost do kontyny.
Nie weszła jednak do środka, podniosła róg sukiennéj zasłony, zajrzała, spuściła ją i siadła czatować na jednym z kamieni. Wiedziała, że tamtędy dziewczęta przechodzić musiały po wodę. Z pod nóg tymczasem zrywała zioła i trawy, przebierała je starannie i w pęczki wiążąc, do torby wsuwała.
Długo tu siedzieć musiała, nim któraś z dziewcząt na pytanie odpowiedziała jéj, że stara Nania wysłała Dziwę dnia tego, aby w ogródku różne