Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zioła zrywała, które w chramie na wianki i kadzenie dla chorych były potrzebne. Jaruha dopiero nad wieczorem dowiedziawszy się o tém, pociągnęła do sadu za chramem.
Był to niewielki pola kawałek, płotkiem ogrodzony, bo nie każdemu wchodzić tam wolno było, kilka starych wierzb i olch rosło pod okopem, który go opasywał. W pośrodku były zielone grzędy, a na nich pozasiewane zioła, macierzanka, smlot, boże drzewko, biedrzeniec, przestępy, wrotycze, dziewięciosiły.
Dziewczę już uzbierawszy to co jéj nakazano, siedziało na wale, układało, obrywając suche liście i wiążąc pęczki. Jaruha z za płotu ukazała się, zagadując.
— Córuś moja, a tobym ci pomogła...
Dziewczę główką obojętnie rzuciło, ale stara weszła zwolna, na ziemi usiadła, nieproszona wzięła się do kupek leżących na ziemi i bardzo prędko i zręcznie składać je i wiązać zaczęła.
Milczała z początku, wpatrywała się jéj w twarz, mrucząc coś niewyraźnie.
— O! o! — rzekła w końcu — jabym tu na Lednicy nie wyżyła... Ciasno, cicho, świata nie widać, jak w kleci...
Dziwa wiązała trawy i nic nie mówiła.
— Przy ogniu musicie się piec... dym oczy wygryza. Krasy waszéj szkoda... — coraz żywiéj i śmieléj ciągnęła. — Wy się tu męczycie, dzie-