Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 084.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc nad dworem królewskim złote koło przybito i zaczęli do niéj jechać w swaty, i jechali królowie, panowie, kmiecie, żupany, kneziowie, chłopaki dorodne, krasne... ale, gdzie!.. wolność jéj była miła, żadnego nie chciała.
Jeden był zaduży, to go obrem przezywała; drugi zamały, to go krosnalkiem zwała; ten był zaczerwony, tamten zablady, jeden zamądry, drugi zagłupi... dosyć, że się nie spodobał żaden.
Po ogródku sobie chodząc kwiatuszki zbierała, piosenki śpiewała, z ludzi się śmiała, w boki się brała i powtarzała: Nie będzie mnie miał żaden! nie będzie!
Przyjechał który, wydziwiała srodze. Jednemu kazała sobie przynieść wody żywiącéj, któréj smok o siedmiu głowach pilnował. Ten poszedł po wodę ze złotym dzbanuszkiem i nie wrócił; smok go połknął, a dzbanuszek sam do dworu przypłynął.
Drugiego posłała po złote jabłka na górę lodowatą, ten jechał, jechał, wpadł w przeręblę i ryby go zjadły tylko piórko od kołpaka pod dwór przypłynęło.
Trzeciego wyprawiła, aby jéj gwiazd na sznurek nanizał, do noszenia na szyi; ten poleciał wysoko i sępy go rozszarpały, co pilnują nieba, tylko sznurek kraśny upadł pode dworem.
Aż się wybrał w swaty do niéj królewicz Siła,