Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 090.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stoi, stoi na drodze, jedzie król na koniku... co za baba stoi? Kazał dać jéj miłosierdzie... pojechał. Myśli sobie panna: Ojciec własny nie poznaje! Wygrana moja...
Jedzie pan brat, jedzie, spojrzał na staruchę i rozśmiał się. — A! co za ropucha... spędzić mi ją z drogi...
Panna się odstąpiła i raduje:
— Nie poznał mnie własny brat... Wygrana moja...
Jedzie królewicz na siwku, w boki się wziąwszy i piosenkę nuci. Kołpaczek na ucho włożył, włosy mu wiatr złote rozwiewa... Nic się nie frasuje. Patrzy, żebraczka stara stoi... rzuca jéj pierścień złoty.
W tém panna ze trwogi, choć jéj teraz poznać nie mógł, płachtę sobie na twarz zaciągnęła prędko. Tém się zdradziła. Patrzy panicz, i wnet do niéj przyskoczy i podgląda jéj w oczy... Oczów odmienić nie mogła, świeciły jak dwa słoneczka... Porwał ją w pół, na konika rzucił.
— Poznałem cię siódmy raz, musisz moją być teraz...
I sprawił król wesele, na którém ja téż byłam, miód, piwo piłam — dokończyła Jaruha.
Hę? hę?..
Co komu przeznaczone nie minie!
Dziwa słuchając uśmiechnęła się i zamyśliła.