Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i wszyscy obstąpili go zaraz, dopytując co się z nim działo, a jak od Pomorców ocalał.
Zaczął im opowiadać, jako mu wesele sprawiano, a ledwie że się ono skończyło, gdy Pomorcy z Leszkami wpadli. Obnażył blizny, które mu pozostały od strzał i od sznurów, jakiemi go krępowano do kości, począł się burzyć i wyrzekać o pomstę nawoływając.
Pytaniom nie było końca, jak ujść potrafił i ocaleć. Ledwie wierzyć chciano, iż o swéj sile mógł potém na ostrów dopłynąć. Drudzy o Pomorców, ich siły, o Leszków i o niemców badali, jak oni byli zbrojni, czy się na kraj odgrażali. Na wszystko Doman odpowiadać musiał, starając się tą żądzą zemsty, jaką w sercu miał, natchnąć drugich. Rozżarzyli się téż i odgrażać poczęli.
Doman także wołał, iż pilno było wodza wybierać, i że najgorszy nawet lepszym był od żadnego.
— Jeżeli prędko go nie obierzecie — dodał — każdy o sobie pamiętać będzie. Pozbierają się kupy zbrojne — i kto silniejszym się poczuje, drugich za łeb pochwyci. — Ja sam ludzi jakich mam ściągnę do jednego, niech pola jałowieją, niech zdychają stada, niech je wilcy wyjedzą. Nam trzeba iść na tych, co nas nękają, do ich gniazda i wydusić tam to plemię, abyśmy raz pokoju zażyli.