Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozpłakała się niewiasta, ręce łamiąc, a czując, że się ich swobodne, ciche życie kończyło, a pełna trosk i niewoli służba ciągła rozpoczynała. Łzy jéj z oczów pociekły, dziecię przytuliła do siebie, nie mówiła nic, a poznać łacno było, że nie pociechę, ale smutek i troskę widziała przed sobą...
Otarłszy łzy fartuchem, pocałowała Ziemka w czoło i napowrót do dzieży swéj szła, boć w domu chleba teraz więcéj niż kiedy było potrzeba.
Godzina jedna i druga zeszły na oznakach radości — szli potém na gród znowu i radzić chcieli, a raczéj o rozkazy pytać, co poczynać.
— Dziś jedno jest do czynienia — odparł Piastun — kto żyw i silen, na koń niech siada. Dopóki wojna w domu, nic nie ma pilniejszego nad nią. Na koń więc kto może. Starszyzna ludzi niech zbiera pod Stanice i przywodzi. Zaczém wołać zaczęto z okrzykami wielkiemi:
— Na koń!
To było pierwsze słowo i rozkaz nowo obranego pana.
Wnet powołał do siebie osobno starszyznę, naznaczając radę do boku swego, postanowił wojewodów po mirach i okolicach.
W tém, gdy tak na gruzach grodu Pepełków rozrządzał kneź — zawołał ktoś — ażeby grodzisko teraz do zgliszcza tylko podobne, opasać na nowo