Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Strasznie mu się na wieżycę z motłochem iść nie chciało.
Zręczny niemiec ufał w to, iż językiem i układną postawą wyprosi się u niego.
Gdy go skrępowanego przyprowodzono, padł naprzód przed starym na kolana, żaląc się, iż mu się tu od wszystkich straszna krzywda działa, że go Pomorcy naprzód spokojnie powracającego zabrali gwałtem z sobą, podejrzywając, że Polanom sprzyja, że potém w ich obozie ujęty został w niewolę i posądzony niewinnie o prowadzenie Pomorców.
— Ja nie wojuję z nikim, niczyim nieprzyjacielem nie jestem — mówił Hengo wielką udając pokorę — żonę miałem z waszego rodu i mowy. Moja sprawa zamiana i zarobek, ludziom służę, wojny się lękam, mienia całego pozbyłem, na żebraka wyszedłem. Litujcie się panie nademną.
Wysłuchawszy żalów, Piastun odpowiedział spokojnie, iż wojna ma prawa swoje, kraj się bronić musi i bezpieczeństwo swe opatrywać. — Gdyby cię puszczono wolno — dodał — a uchodząc trafilibyście na niemców, pytaliby was, co się u nas dzieje, musielibyście swoim wyznać wszystko; a nas zdradzić. Lepiéj więc dla ciebie i dla nas, abyś tu został, dopóki się wojna nie skończy.
Hengo począł błagać i zaklinać, żeby go przynajmniéj na stołb nie sadzano, gdzie sroga nędza