Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się u straży stojącéj na wązkiéj haci, wiodącéj do obozu, opowiedzieli — wziął ich jakiś starszy i do młodych panów prowadził. Dla kneziów w pośrodku horodyszcza na prędce była sklecona szopa, na nieociosanych słupach oparta, ladajako deskami i gałęźmi pokryta, któréj ściany płotami i oponami ostawiono.
Kręciło się około niéj rycerstwo po niemiecku odziane, w sukniach pstrych, naszywanych, z żelazem u pasa, a niektórzy i na głowie je mieli. Dzidy téż nosili okute żelazem, niektórzy z proporczykami, chociaż na kamiennych młotach i obuchach nie zbywało.
Dopiero pod szopę wszedłszy, kędy młodzi kneziowie z niemieckim swym krewniakiem siedzieli na pieńkach suknem poprzykrywanych, Dobek mógł dostrzedz istotnéj różnicy téj, o któréj mu Hengo prawił tyle — i owego bogactwa, jakie mu opisywał.
Na deskach pozbijanych, które za stół służyły, postrzegł naczynia kowane złociste, i opony czerwone szyte we wzory, na samych téż odzież misternie szytą, obszywaną i bramowaną. Oba suknie mieli niebieskie do kolan, blaszkami złocistemi po brzegach naszywane, płaszcze spinane na ramionach kolcami grubemi, na nogach obisłą odzież sznurami pięknie objętą i skórznie téż ozdobne.