Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 141.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dobek, choć w nim wrzało i kipiało, słuchał cierpliwie. Poczęli go obietnicami obsypywać, przyrzeczono mu ziemi wiele, władzę, namiestnictwo, skarby znaczne, a gdy Hengo coś podszepnął, śmiejąc się nawet mu pannę niemiecką, pokrewną za żonę obiecano, z posagiem, któregoby na dziesięć wozów nie zabrał.
Dobek tylko słuchał, kłaniał się, na niemca swego spoglądając z ukosa, i choć go gniew dusił za gardło, zmógł się, aby przyjąć te łaski jak było potrzeba.
Posadzili go potém z uprzejmością wielką na ławie, podle siebie, i zaczęli go poić. Leszek pierścień z palca zdjąwszy, dał mu go na znak przymierza, drugi mieczem pięknym obdarzył, a trzeci, chcąc téż hojnym być, kubek mu kruszcowy, przepiwszy nim do niego, podarował.
Dopiero, gdy miód i wino przyniesiono, a przy uczcie podochocili sobie, Dobek się na lepszą myśl zdobył, i ciesząc się w duchu, że niemców w pole wyprowadzi, począł rozprawiać, przedrwiewając jakby głuptaszkiem był. Leszek, czego nie rozumieli, innym tłomaczył.
Tak około dzbanków czas przeszedł do wieczora niemal, a w umowie stanęło, iż Dobek miał powracać do domu, o dowództwo się zgłosić koniecznie (które mu téż należało) i innych na stronę Leszków przeciągać. Wszystko to pół gębkiem wprawdzie Dobek przyrzekał. Czekał tylko, ry-