Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 146.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Odszedł potém od ogniska, a wkrótce ciało urwane z gałęzią padło w ogień, żar i iskry rozpryskując do koła, objęły je płomienie. Najmniejszéj już wątpliwości nie było, iż Hengo odżyć nie może, skoczył więc Dobek na koń, splunąwszy na trupa i szybko się oddalił.
Lżéj mu się potém zrobiło, a że noc dosyć jasna dozwalała ciągnąć daléj, ledwie cokolwiek koniom na polance spocząwszy, ruszył, spiesząc nie do domu, ale naprost ku jezioru Lednicy, gdzie się spodziewał znaleźć w pochodzie już wojewodów i ziemie.
Ktoby go był ujrzał naówczas pędzącego niecierpliwie ku swoim, z wieściami, jakie zdobył na wyprawie — myślałby, że go jędze i wiły lasami gnały, tak pilno mu było co najprędzéj dostać się do Piastuna i swojéj gromady.
Ze wszystkich polańskich mirów, co do oszczepu i procy zdatném było — Piastun naprzód zebrał u Gopła. Tu mnogi ten lud, tysiącznikom, setnikom, dziesiętnikom, rozkazawszy podzielić, nad oddziałami stawiąc dowódzców, wojewodów, którzy jemu tylko winni byli posłuszeństwo. Piastun zebrał wojsko daleko liczniejsze niż obrona wymagała. A choć wojakiem nie był, ale prostym bartnikiem, z rojami temi, tak sobie umiał poradzić, iż po raz pierwszy, zamiast kup bezładnie rozbiegających się po lasach i polach, złożył wojsko, które i niemcom mogło być groźném.