Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 155.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

widział doma ni za domem z założonemi rękami. Gdy czynić co nie miał, cepy strugał.
Z drugiéj strony stał Myszko zwany Kulikiem, jak wszyscy z tego rodu wyrosły bujno, zdrów, gorący do boju i do rozprawy na języki; uparty przy swojém, ale nieustraszonego męztwa. Znano go, że gdy się przy czém uparł, a rzekł iż tak być ma, nie cofnął się, choćby życiem przyszło płacić. W zgodzie z nim długo trwać było trudno, lecz komu braterstwo przyrzekł raz, strzymał je we wszystkiém i do końca. Nigdzie mu weseléj nie było, jak tam, gdzie się bić miano. I teraz téż usta mu się śmiały, jak do najmilszéj słodyczy, bo wiedział, że krwi zakosztuje.
Naostatek najmłodszy z wojewodów Poraj, konia pod sobą ledwie utrzymać mogąc, patrzał ku Piastunowi, czekając rychło li rzecze, aby lud szedł na spotkanie.
Był to mąż w sile wieku, dziwnie zręczny, z koniem jakby zrosły, z oczyma błyszczącemi ogniem wesołym, z usty uśmiechniętemi, strojny pięknie, bo się lubił ubierać i błyskotkami obwieszać. Wszędzie gdzie wszedł, rad był pierwszym być, i starał się o to, potu i trudu nie żałując. Kilka razy już szepnął kneziowi, że godziłoby się dać znak do boju, lecz Piastun nie spieszył, rozpatrywał się w téj sile, która ciągle z lasu płynąc, mnożyć się jeszcze nie przestawała, jakby ją puszcza na zawołanie rodziła.