Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dymy ze zgliszczów, u brzegów jeziora, zebrał Piastun wojewodów i starszyznę.
— Gdzie pierwsze zwycięztwo, tam będzie stolica, tam gród... takom rzekł, tak się stanie.
Ano jeszcze nie pora okopy sypać i drzewo zwozić, póki nasi nie powrócą pomstę wziąwszy.
Nie pora okopy sypać i drzewo w zrąb kłaść, dopóki Leszków nie pobierzemy w niewolę, aby na nas sąsiadów nie zmawiali.
Niech gromady spoczną, niech dzidy nowe i oszczepy zasmolą...
Naszych nie widać od granicy, pójdziemy i my na Pomorze i na Leszki.
Wolę kneziowską przyjęto ochotnie, do oszczepów jęli się wszyscy. W chacie Mirszowéj znowu na prędce skleconéj z niedopalonych szczątków, gościł kneź — bartnik u starego zduna.
Stali tak dzień i dwa, a na trzeci wojewodowie przyszli się opowiedzieć, iż ludzie i oszczepy do pochodu gotowi. Czwartego rano ruszyć mieli.
We wszystkich ziemiach i gromadach z Leszków nie było nikogo, ani Bumir, ani żaden spowinowacony z niemi, na wojnę przeciw synom Chwostka ciągnąć nie chciał. Zostawiono ich w pokoju, krew swéj krwi nie bije.
O świtaniu czwartéj doby, gdy na obozowisku gwarno być poczynało, ze wzgórza od lasów ukazała się drużyna w kilkanaście koni. Bumir przodem jechał, a za nim Leszkowie.