Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 179.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że bartnikiem był, ul postawić wywrócony na siedzenie.
Wojewodowie zaś wdzieli każdy z sukni i oręża co kto najlepszego miał. Z dzidami w dłoni, w kołpakach, opończach, przy mieczach i obuchach, otoczyli knezia do koła. Z obu stron nieufnie, długo niechętnemi mierzono się oczyma.
Leszkowie powoli podszedłszy stanęli, a Bumir przed nich do rozmowy wystąpił.
— Oto jesteśmy — zaczął — przychodziemy z mirem i zgodą.
— Radźmy jako je uczynić mamy, — odparł Piastun — niechaj starszyzna daje swe głosy.
Jeszcze po sobie patrzali, gdy z drugiéj strony, przez ciżbę nagromadzoną, która się temu widokowi przypatrywała ciekawie, przecisnęli się dwaj goście obcy, ci sami co już po trzykroć w stanowczych zjawiali się chwilach, zbliżając się z poszanowaniem do Piastuna.
Ten ujrzawszy ich, powstał z ula, na którym siedział, witać ich idąc. Zdumieni poczęli go pytać zaraz co to była za narada i zbiegowisko.
— Waśń to domowa dwu rodów, na jednéj ziemi siedzących, odezwał się, kneź stary. Dużo ona już nas krwi kosztowała. Dziś Leszkowie nam pokój niosą i zgodę, żądając miru i ręki.
— A wy? — zapytał gość młodszy.
— Starszyzna radzić będzie — wnijdźcie, usiądźcie, słuchajcie a głosy swe dajcie...