Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 181.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił tak długo i gorąco gość obcy, a choć zrazu starszyzna się burzyła i szemrała, miał taki dar trafiania do duszy, iż się ludzie zwolna uśmierzali, uspokajali, łagodnieli, i z lica im już widać było, że się skłaniali do przejednania.
I rzekł Bolko Czarny pierwszy.
— Niechaj więc stanie zgoda i mir między nami, ale jakąż nam dacie załogę i pewność, że dochowacie miru, gdy my go wam przyrzeczemy?
Dziadowie lub stryjowie niemieccy Pepełków, zmówią się jutro na nas, gdy lud rozpuścim i wojnę nam wniosą...
— Siedziemy i my, a siedzieć będziemy rozbrojeni wśród was — odezwał się Bumir — głowy nasze każdego czasu są załogiem.
— Któż zaręczy — dodał Myszko — że miasto braterstwa, którego żądacie dziś, jutro nie zapragniecie panowania?
— Uczyniemy uroczystą przysięgę na „kamień w wodę“ — odparł Bumir. — Cóż więcéj dać możemy nad słowo, głowy i przysięgę?
Szły narady i powtarzały się głosy rożne, a Piastun słuchał w milczeniu i goście obcy także, dopóki się nie przebrało słów i przypomnień gorzkich.
Natenczas wstał z kmiecia — kneź, i rzekł.
— Idźmy więc do jeziora świętego, niech każdy z nas weźmie kamyk na znak przysięgi, i rzuci go w obec Bogów na dno wody, mówiąc jak