Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 194.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Z rodzin urastają rody, plemiona, gminy, narody wreszcie, ale tajemniczy proces ten, nie dozwala się dośledzić faktycznie, i embriologia narodu pozostanie zawsze tylko prawdopodobieństwem i hipotezą.
Dzieje Słowian w ogólności długo są prawie nieprzebitą mgłą okryte, nie zna ich nikt, nikt o nich nie wspomina. W téj ciszy, wśród któréj pewne skazówki tylko, pewne cechy charakterystyczne widocznie się istnienia ich domyślać każą na tych samych ziemiach, na których późniéj występują; rosną niezliczone plemiona jednéj krwi i mowy; to nieznane i ukryte, to fałszywie do innych zaliczane.
W Herodotowéj Scytyi czuć słowiańszczyznę spowiniętą, widziemy ją tak samo daleko późniéj zagarniętą Germanją Tacyta. Nie jest to bez znaczenia.
Gdy plemiona i narody inne dobijają się sławy i rozgłosu, Słowianie chcą spokoju i kryją się, w domowém ognisku znajdując wszystko, co ich życie stanowi.
Zupełnie zgodne z tym ich charakterem w przeszłości jest pierwsze zjawienie się w dziejach.
Posłuchajmy tego świadectwa o nich, które ma w sobie coś mystycznie przejmującego, gdy zważymy, że to jest pierwsze objawienie się Słowian światu.
Około roku 629, pisze Teofilakt Simokata: „Następnego dnia zostało przez straż królewską schwytanych trzech mężów, rodem Słowian (Sklabenoj). Nie mieli oni przy sobie żadnego żelaza ani żadnéj broni, ale nieśli w rękach gęśle, zresztą zaś niczego przy sobie nie mieli. Zatém król (cesarz grecki Maurycy) rozpytywał ich o narodzie, i gdzie