Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/101

Ta strona została uwierzytelniona.
ADAM.

Smutnym i pogrążonym, powtarza, że własne cierpienie nic go kosztować nie będzie, ale —

AMELJA.

Aleś uważał, jak zmieniony? jak strasznie uciśnięty. — Nic mi nie chciał dotąd powiedzieć, udawałam przed nim, że nie wiem o niczém; usiłował być ze mną wesołym, a ciągle miał łzy w oczach.

ADAM.

Możnaż się tak przywiązać...do martwéj ziemi! do jednego ciasnego kątka!

AMELJA.

A! nie obwiniaj go! Serce to potrzebowało przywiązania, musiało kochać i pokochało nawet ściany nieme i żałosne wspomnienia. Wierz mi, Adamie, kto swéj ziemi nie kocha, ten nic kochać nie będzie — ta miłość jednoczy w sobie wszystkie. Rodzinny kątek, to symbol ojczyzny... I ja zapłakałabym wygnana z téj cichéj ustroni, gdzie mi tak swobodnie upłynęła młodość moja... gdzie poznałam ciebie.

ADAM (gorzko).

Niewolnicyśmy zawsze — nawet szczęście przeszłości wkłada na nas pęta.