Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/132

Ta strona została uwierzytelniona.

Strachy na lachy, mości hrabio! Jak wojna to wojna... i owszem. Sprobujmy się!


SCENA V.
HRABIA sam stoi spoglądając za nim. Po chwili wchodzi ADAM Czarnkowski z czapką w ręku.
HRABIA (powoli).

Oto są grzechy mojego żywota!! oh owoce niedołęztwa, nieładu, nieopatrzności na jutro i lekkości naszéj. Ja i dziecię moje — święte a poczciwe dziecię, które i to godnie przecierpieć umiało — idziemy ustępując miejsca takiemu Bartłomiejowi! Nas dwoje, to nic jeszcze — ale tak samo połowa może naszéj staréj szlachty wygnanéj usuwa się przed obcemi przybyszami... a przybłędy i dorobkowicze miejsca nasze zajmują! — Jaka przyszłość dla kraju! jacy obywatele!

ADAM (smutnie przerywając mu).

Przyszedłem pożegnać hrabiego!

HRABIA (ocucając się).

Jakto? tak prędko? w téj chwili? cóż to się stało? odjeżdżasz?

ADAM.

Jadę!