Ta strona została uwierzytelniona.
AMELJA.
Ja, mój ojcze?
HRABIA.
Ty! ty! Adam zmuszony przezemnie wypowiedział mi prawdę całą — samą myśl takiéj ofiary dla mnie niewiem jakiemi nagrodzić ci łzami! Aleś mnie już osądziła tak biednym, tak upadłym, żeś myślała iż na to zezwolę i przyjmę ofiarę życia i dam ci się zgubić dla siebie. Sądzisz więc, że mi się serce zakrwawi opuszczając to miejsce razem z tobą? Nie wieczni jesteśmy na ziemi, nie zostaniemy tu na zawsze, wygnańcy poniesiemy z sobą stare podania, wspomnienia i drogie cnót dawnych pamiątki... pójdziemy wesoło, dziecię moje.
AMELJA (z uczuciem).
Pójdziemy.
(do Adama podając mu rękę z uśmiechem)
I ty z nami? nie prawdaż?
HRABIA.
Uśmiech wasz będzie mi drogę życia wyjaśniał... nie lękajcie się o mnie — pomodlę się u grobu ojców, co większe nieraz spełniali ofiary i powędrujemy wesoło.
(Słyszeć szum i hałas za sceną.)
Co to jest?