Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stare dzieje.pdf/84

Ta strona została uwierzytelniona.

położyć.... Nie daj Boże z Iwana pana! Ale to jeszcze nic, bośmy na biedę się rodzili — a cóż z wami się stanie, panienko kochana?... z ojcem waszym ta i naszym, gdzież się wy podziejecie? Jemu na starość być wygnanym ze swojéj pradziadowskiéj chaty — jak on to przeżyje!! Mój ty Boże!

(załamuje ręce)
AMELJA.

I ja, mój Prokopie, myślę o tém z bólem serca... O mnie tu nie chodzi wcale, tylko o niego, o niego! Jemu i téj ziemi i was żal będzie wielki — nie wiem czy on to przeżyje!

PROKOP (zamyślony).

Ale nie! — Pan Bóg sprawiedliwy, to być nie może, nie odda nas w ręce tych oprawców, ani was, coście sprawiedliwymi byli, nie odłączy od nas. To być nie może... Niech no się gromada o tém dowie! pójdę na radę do naszych... my tego nie dopuściemy... Bądźcie dobréj myśli, panienko, Bóg łaskaw... a gromada wielki człowiek.

Koniec aktu drugiego.